Belka: Gigantyczne długi po pandemii były nieuniknione

Aleksandra ŁukaszewiczAleksandra Łukaszewicz
opublikowano: 2021-04-01 20:00

Kryzys pogłębi różnice w zamożności, zdalna praca zaszkodzi innowacyjności, a zmiana nawyków konsumpcyjnych i inwestycyjnych grozi długofalowym spowolnieniem wzrostu. Długi na ratowanie gospodarki obciążą przyszłe pokolenia, ale trzeba je zaciągać i dobrze wykorzystać, żeby nie dopuścić do zapaści

Przeczytaj wywiad z Markiem Belką i dowiedz się:

  • jakie są długofalowe konsekwencje pandemii,
  • jakich zmian z ostatniego roku nie da się już odwrócić,
  • czy rząd dobrze zrobił tworząc kosztowne dla budżetu programy wsparcia przedsiębiorców,
  • dlaczego polskim eksporterom udało się wygrać, czy polityka rządu wychodzenia z kryzysu jest właściwa.

PB: Czy możemy już wskazać pewne i długofalowe konsekwencje pandemii? Obszary, które zmieniły się w gospodarce na stałe?

Marek Belka, były premier, minister finansów i prezes NBP: Z pewnością pandemia przyspieszyła proces regionalizacji produkcji oraz skracania łańcuchów dostaw. Jeszcze przed jej wybuchem obserwowaliśmy pewne zahamowanie globalizacji, związane z rozwojem technik informacyjnych. Pozwalają one na prowadzenie niektórych procesów produkcyjnych zdalnie oraz obniżają koszty pracy, co jest niezwykle istotnym atutem, w szczególności jeśli chodzi o kraje Dalekiego Wschodu.

Nie to było jednak kluczowe w trakcie pandemii, znacznie ważniejsza okazała się niezależność. W zakresie dostaw niektórych elementów koniecznych do produkcji leków Europejczycy nie mogą polegać wyłącznie na Chinach. Zamknięcie gospodarek uwypukliło konieczność sprowadzania procesów produkcyjnych bliżej, tak aby można było nimi łatwiej zarządzać w nagłych, nieprzewidywalnych sytuacjach.

Jakie jeszcze zmiany mogą być nieodwracalne?

Istotnie wzrósł stopień ingerencji technologii w nasze życie. Oczywiście techniki cyfrowe rozwijałyby się także bez pandemii, ale wymusiła ona znaczne przyspieszenie w tym zakresie. Ma to zarówno jasne, jak i ciemne strony. Myślę, że w przyszłości sztuczna inteligencja pozwoli modelować, a tym samym lepiej reagować na kolejne pandemie czy klęski.

W kwestii konieczności przejścia na zdalny tryb pracy i nauki jestem bardziej sceptyczny. Choć zdalna praca ma pewne zalety, to wyjaławia — nie ma w jej przypadku mowy o innowacyjności. Przebłysk geniuszu rodzi się w bezpośrednim kontakcie międzyludzkim. Teraz praca z domu była konieczna, ale możliwe, że pozostanie z nami nawet wtedy, gdy reżim sanitarny nie będzie już konieczny.

Kolejną kwestią jest pogłębienie różnic w zamożności i rozwoju. Może być to skutek przejściowy, ale też długofalowy w przypadku niektórych gałęzi gospodarki. Branża turystyczna stanowiła źródło utrzymania dla kilkuset milionów ludzi na świecie — w szczególności kobiet w Azji, Afryce i Ameryce Łacińskiej. Wiele osób straciło pracę, a wiele jeszcze ją straci, bo odbudowa tego sektora potrwa lata. Nie wyobrażam sobie też, żeby lotnictwo cywilne wróciło szybko do stanu sprzed pandemii. Dotychczasowa dynamika w tej branży jest nie do odzyskania. Podróże biznesowe zostaną z pewnością mocno ograniczone. Skoro można uczestniczyć w konferencji w Waszyngtonie online, to nie ma konieczności podróżowania do Stanów Zjednoczonych. Zmienią się nasze przyzwyczajenia konsumpcyjne i inwestycyjne. Wielu specjalistów twierdzi, że będziemy mieli efekt pewnego zamrożenia konsumpcji i inwestycji w dłuższym okresie, a to oznacza osłabienie wzrostu PKB na dłuższą metę.

Z kryzysem boryka się cały świat. Czy stwarza to okazję do zmian układu sił w handlu międzynarodowym, na przykład zaostrzenia konliktu na liniii USA—Chiny? Jakie stanowisko powinna zająć Europa?

Liczą się nie tylko Chiny i Stany Zjed-noczone, Europa też jest mocarstwem handlowym. W handlu międzynarodowym znaczy więcej niż USA, bo jest regionem najbardziej otwartym gospodarczo. Z naszego punktu widzenia osłabienie się globalizacji nie jest korzystne, nie mówiąc już o hipotetycznej zimnej wojnie. Gdyby do takiego konfliktu doszło między USA a Chinami, to Europa nie byłaby jego podmiotem, ale polem bitwy. W naszym interesie jest utrzymanie multilateralnego systemu regulacji handlu. Jeżeli zmiany w łańcuchach dostaw będą postępować na dużą skalę, to skorzysta na tym cała Europa. Część produkcji zostanie przeniesiona do Polski oraz jej sąsiadów wschodnich i południowo-wschodnich, np. na Bałkany. Nie należy tego jednak traktować jak celu polityki handlowej UE, ale jak możliwy skutek uboczny, jedną z konsekwencji pandemii.

W związku z ogromnymi wydatkami na wsparcie gospodarki w kryzysie rośnie dług publiczny w Polsce. Co powinno być obecnie priorytetem — dbanie o kondycję finansów publicznych czy ratowanie przedsiębiorstw przed upadkiem?

Zdecydowanie wspieranie przedsiębiorstw. Jeżeli w trakcie gaszenia pożaru straż pożarna zniszczy meble, to nikt nie będzie po nich płakał. Chcę przez to powiedzieć, że trzeba być świadomym możliwych długofalowych negatywnych konsekwencji, takich jak masowa monetyzacja długu publicznego, ale nie można dopuścić do zapaści gospodarczej. Konieczne jest, aby ratowanie poszczególnych branż było lepiej adresowane — mamy już roczne doświadczenie i wiemy, które z nich są najmocniej dotknięte. Możemy się spodziewać, że dojdzie do selekcji na rynku, np. w gastronomii wiele firm upadnie. Polska znajduje się jednak w o tyle korzystnej sytuacji, że problemu nie stanowi brak miejsc pracy, tylko konieczność przekwalifikowania się niektórych pracowników. Rąk do pracy w Polsce wciąż brakuje. Mam nadzieję, że osoby, które straciły zatrudnienie, znajdą je w innych branżach. Wracając do finansów publicznych, teraz bardzo ważna jest przejrzystość działania, żebyśmy wiedzieli, ile długów narobiliśmy. To ułatwi ich spłacanie albo przynajmniej stabilizowanie w długim okresie. Sam dług nie jest groźny, o ile będzie na niego ciągle popyt i będzie można go rolować z okresu na okres. Trudno jednak zaprzeczać, że młodsze pokolenia będą musiały spłacić zaciągane teraz zobowiązania.

W pandemii dobrze poradził sobie polski eksport. W jakim stopniu jest to zasługa naszych przedsiębiorców, a w jakim sytuacji gospodarczej? Czy dobre wyniki utrzymają się także po ustaniu pandemii?

W czasach kryzysu zawsze szuka się tańszych dostawców oferujących przyzwoitą jakość. W Polsce produkujemy dobra i usługi na poziomie europejskim, ale taniej — dzięki temu wchodzimy na wiele rynków. To, jak będzie wyglądała sytuacja w przyszłości, zależy od tempa odbudowy europejskich gospodarek. Przedłużanie się kryzysu lub pogorszenie relacji UE z Chinami na pewno dotknęłoby naszych eksporterów. Ważne, żeby nasze produkty stawały się coraz bardziej wyrafinowane i pięły się po drabinie tworzenia wartości, tak jak działo się dotychczas. Ubolewamy, że polska gospodarka jest mało innowacyjna. Mimo to polscy przedsiębiorcy radzą sobie bardzo dobrze, dostarczając na rynek światowy produkty coraz lepszej jakości. Nie obawiam się o przyszłość naszego eksportu. Jeśli raz już zaistnieliśmy na danym rynku, to tak łatwo nie zrezygnują na nim z naszych produktów.

Jaką strategię należałoby przyjąć, żeby Polska wyszła z kryzysu? Co powinno być priorytetem we wspieraniu gospodarki w powrocie na ścieżkę ożywienia?

Rząd jest dobry w określaniu słusznych celów i jestem przekonany, że także tym razem je wyznaczy — zwłaszcza że jest to łatwe zadanie, bo wystarczy naśladować kroki UE. Ważne jest jednak, żeby w ślad za celami szły czyny, a z tym u nas gorzej. Zamiast na „18 emeryturę”, rozsądniej byłoby przeznaczać pieniądze na transformację energetyczną i cyfryzację gospodarki.

Skoro mowa o transformacji energetycznej, czy Polska będzie w stanie realizować cele wyznaczone przez Komisję Europejską w zakresie Europejskiego Zielonego Ładu?

Nie mamy innego wyboru, stoimy w Polsce w obliczu katastrofy energetycznej. Opieramy energetykę na węglu, który jest skrajnie nieefektywnym paliwem, a w dodatku zatruwa środowisko. Skoro dostajemy od Unii fundusze, to należy je przeznaczyć na odnawialne źródła energii, zamiast budować kolejną elektrownię węglową. Transformacja nie wiąże się tylko z przejściem od węgla do innych źródeł energii, ale oznacza także ich decentralizację. Mało mówi się o inwestowaniu w elastyczną sieć energetyczną, będącą wąskim gardłem transformacji nie tylko w Polsce. Sieć jest konieczna do odbierania energii z wielu źródeł i to tu powinny być kierowane duże kwoty. Może zabrzmi to dla niektórych zaskakująco, ale pieniędzy w Polsce w istocie nie brakuje, nie ma tylko woli politycznej ani umiejętności, aby przeznaczać je na właściwe cele.