Zofia Dzik: Zysk to nie wszystko

Mariusz BartodziejMariusz Bartodziej
opublikowano: 2023-02-27 20:00
zaktualizowano: 2023-02-27 18:00

Zachować wzmożoną ostrożność, zwłaszcza gdy temat jest mocno podgrzewany przez media – to jedna z rad dla inwestujących od Zofii Dzik, założycielki i prezeski Instytutu Humanites. Sama najchętniej stawia na biznesy odpowiedzialne społecznie.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • dlaczego Zofia Dzik najchętniej angażuje się w inwestycje mające pozytywny wpływ na społeczeństwo lub środowisko
  • w jaki sposób wybierać projekty tego typu
  • dlaczego, inwestując w spółki długoterminowo, trzeba analizować ich wskaźniki ESG
  • w czym pomaga szeroki przekrój doświadczenia
  • co jest dziś bezpieczną przystanią dla kapitału
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

„PB”: Jest pani nazywana pionierką impact investingu w Polsce. Ten trend nabiera w naszym kraju znaczenia, powstają nawet wyspecjalizowane fundusze venture capital jak Simpact, który zebrał w 2022 r. 100 mln zł.

Zofia Dzik: Inwestowanie odpowiedzialne społecznie staje się coraz modniejsze z kilku powodów. Nowe regulacje ESG kładą bardzo duży nacisk na odpowiedzialność środowiskową biznesu, a coraz więcej firm buduje na tym wizerunkową przewagę konkurencyjną. Ponadto została osiągnięta masa krytyczna – pojawiło się tyle inwestycji w energię odnawialną i inne impaktowe projekty, że inwestorzy zwyczajnie wyczuli trend. Część największych funduszy inwestycyjnych już jasno określa, w jakiego typu inwestycje – związane np. z czarną energią – nie zamierza wchodzić. Wojna w Ukrainie dodatkowo przyspiesza zieloną transformację.

Nie tylko dla pieniędzy:
Nie tylko dla pieniędzy:
Zofia Dzik, założycielka i prezeska Instytutu Humanites, zdobyła przez lata pracy doświadczenie, którym dzieli się nie tylko z rozwiniętymi spółkami – z poziomu rady nadzorczej – ale też ze start-upami, jako inwestorka. W ich doborze kieruje się nie tylko potencjalnym zyskiem, ale też wpływem na otoczenie.
Marek Wiśniewski

Znak czasu.

Dekadę temu nie było to takie oczywiste. W notatkach do jednej z prowadzonych przeze mnie debat na temat wskaźnika respect index na GPW miałam wzmianki o trendach ESG, więc to pojęcie już funkcjonowało. Przedstawiciele dużych, polskich funduszy inwestycyjnych odpowiadali wtedy jednak, że nie uwzględniają w podejmowaniu decyzji społecznego wpływu inwestycji, bo nikt inny tego nie robi i nikt na to nie patrzy.

Już kilka lat temu stwierdziłam, że najwyższy czas na powstanie w Polsce impaktowego funduszu VC i planowałam założyć go z grupą cenionych przeze mnie osób. Z powodu kumulacji innych projektów zabrakło mi na to jednak przestrzeni, a z czasem uznałam, że zamiast budować coś od zera, lepiej połączyć siły ze specjalistami z tego środowiska i dlatego wspieram tworzenie tego typu przedsięwzięć. Nie warto za wszelką ceną udowadniać, że wszystko można zrobić samodzielnie.

Jak odróżnić biznes faktycznie odpowiedzialny społecznie od takiego, który pozytywny wpływ na środowisko i społeczeństwo ma tylko na sztandarach, bo chce skorzystać na podpięciu się pod modny trend?

Ważne jest zadawanie pytań, krytyczne spojrzenie i weryfikowanie misji danej organizacji. Część firm, dysponujących odpowiednim kapitałem i zapleczem PR, wykorzystuje trendy i przypina sobie etykietę odpowiedzialnych społecznie, choć w fundamentach tego nie ma. Czas pozwala to zweryfikować. Pięć lat temu głównym sponsorem i gościem specjalnym jednej z najważniejszych polskich konferencji mających promować odpowiedzialny biznes był Uber. A już wtedy wiele mówiono m.in. o tym, że za ekonomią współdzielenia kryje się w jego przypadku nietransparentna struktura i wyzysk taniej siły roboczej, generującej zysk dla wąskiego grona osób.

Musimy ciągle się uczyć i nie nadużywać pojęcia impact investingu, by go nie zdewaluować. Bardzo trudno ocenić, czy dany biznes długofalowo służy społeczeństwu i planecie. Bo dla przykładu ciemną stronę ma też elektromobilność – bazowanie w wielu krajach na produkcji czarnej energii, trudności z recyklingiem baterii czy wykorzystywanie metali ziem rzadkich.

Obserwując pani działalność, wnioskuję, że za swoje najlepsze inwestycje uznaje pani te, który nie tylko przyniosły zysk, ale też dołożyły cegiełkę do zmiany świata na lepsze?

Wszystkie moje dotychczasowe inwestycje w start-upy zawierają oba te komponenty. To albo komercyjne spółki rozwiązujące problem społeczny lub środowiskowy, albo samofinansujące się projekty społeczne. Jednym z nich jest założona w 2010 r. fundacja Instytut Humanites – Człowiek i Technologia, której jeden z projektów społecznych osiągnął w ubiegłym roku duży, międzynarodowy wpływ.

Inwestuje pani od 2010 roku. W ile spółek zaangażowała się pani kapitałowo?

Mniej więcej w dziesięć. To m.in. Urvis Bike, który oferuje elektryczne rowery cargo, oraz Ubrania do Oddania zajmujące się zbiórką i sprzedażą używanych ubrań, wpisujące się w gospodarkę cyrkularną. Ponadto paru znajomym przedsiębiorcom pomogłam rozwinąć biznes bez zaangażowania kapitałowego, tylko konsultując pomysł, więc czuję się matką chrzestną kilku ciekawych przedsięwzięć.

Inwestowanie odpowiedzialne społecznie wymaga dużej cierpliwości?

Nie mam jeszcze na koncie pełnego tzw. exitu. Dopiero teraz dyskutuje się więcej o wyzwaniach projektów impaktowych, na które do tej pory zwyczajnie nie było mody. Średni czas potrzebny do testowego wdrożenia i skalowania jest w ich przypadku dłuższy od przeciętnego. Świadomie się jednak na to decydowałam i wierzę, że te projekty są opłacalne długoterminowo.

Równie ważny jest dla mnie jednak zwrot w postaci pozytywnego wpływu społecznego. Np. akcja „Dwie Godziny dla Rodziny/Człowieka” zainicjowana przez Instytut Humanites w 2012 r. – przeciwdziałająca zjawisku samotności oraz działająca na rzecz zmiany kultury pracy i życia – jest najbardziej globalną akcją społeczną z Polski. Przyłączyli się do niej pracodawcy z aż 59 krajów na świecie, na wszystkich kontynentach. Coraz szerszy wpływ ma także Centrum Etyki Technologii.

A którą z inwestycji ocenia pani z perspektywy czasu jako najgorszą?

Jeden ze start-upów zadowalająco zwiększył wartość od momentu mojej inwestycji i rozwinął potencjał społecznego wpływu. Teraz jednak przeżywa zastój z powodu różnicy zdań założycieli. Jednym z czynników ryzyka inwestowania w młode spółki jest to, czy zespół wytrzyma nieuniknioną presję i czy będzie w stanie skutecznie rozwiązywać problemy. Konflikt wspólników może poważnie rzutować na wartość wypracowaną latami przez cały zespół. Dlatego warto już na wczesnym etapie, gdy wszystko jeszcze świetnie się układa, wypracować odpowiednie mechanizmy umożliwiające uniknięcie tego typu sytuacji – np. klarowne zdefiniowanie zasad exitu.

Co umożliwiło pani zgromadzenie majątku, którym może pani wspierać innowacyjne projekty – wieloletnia działalność zarządcza i nadzorcza?

Paradoksalnie wcale nie potrzeba dużego majątku, by wspierać ciekawe przedsięwzięcia. Impaktowe start-upy w bardzo wczesnej fazie nie wymagają bardzo dużych nakładów. To inwestycja osiągalna dla wielu osób sprawujących od lat funkcje zarządcze. Mam za sobą prawie 30 lat pracy, z czego wiele właśnie na stanowiskach executive, a dodatkowo uczestniczyłam w programach opcyjnych współtworzonych przeze mnie firm. Ponadto od zawsze towarzyszy mi ograniczony konsumpcjonizm.

Umiejętność oszczędzania to zaleta dobrego inwestora?

Raczej umiar. Pracujemy często ciężko, a ważne jest, by móc i potrafić czerpać z życia radość. Mnie sprawia ją m.in. finansowanie projektów społecznych. Mam szczęście, że mój mąż jest jeszcze większym minimalistą niż ja, więc oszczędności możemy wykorzystywać na coś innego niż zakup nowszego samochodu czy większego domu. Nie wszystko, co materialne, ma prawdziwą wartość. Nie ma lepszej inwestycji niż w ludzi i ich dorobek kulturalny. A co do oszczędności, to warto spojrzeć na osoby postrzegane w długim horyzoncie jako autorytety w tej dziedzinie, np. Warrena Buffetta.

Kierowała pani m.in. ubezpieczycielem Link4 i zasiadała w radach nadzorczych spółek z zupełnie różnych branż: od mody przez gastronomię po logistykę i energię odnawialną. Taki przekrój doświadczenia sprzyja podejmowaniu trafnych inwestycji?

Jak najbardziej. Wywodzę się z konsultingu i doradztwa strategicznego, więc miałam okazję pracować dla wielu różnych branż. Najbardziej przydaje mi się wiedza z dziedziny finansów, ponieważ na projekty komercyjne zawsze patrzę nie tylko pod kątem wpływu na otoczenie, ale też opłacalności. Doświadczenie pomaga mi też odnaleźć się w dzisiejszym bardzo złożonym świecie wzajemnych zależności. Konkurencji nie definiujemy już standardowo jako bezpośredniego otoczenia, może ona nadejść z nieoczekiwanego kierunku.

Szeroki przekrój doświadczenia ułatwia też szybsze i trafniejsze wychwytywanie światowych trendów. W styczniu uczestniczyłam w konferencji zorganizowanej przez GPW dotyczącej reskillingu i wpływu technologii na pracownika, a Instytut Humanites mówił o tym głośno już kilka lat temu. Rozwój rynku odzieży używanej obserwuję już od minimum dekady, dlatego m.in. zainwestowałam w 2021 r. w Ubrania do Oddania z pełną świadomością ich potencjału.

Trzeba się znać na tym, w co się inwestuje?

Wiedza i kompetencje są pomocne. Czasem jednak inwestycje, zwłaszcza impaktowe, wynikają z głębokiej wiary w słuszność obranego kierunku, a merytoryczne zaplecze można zapewnić dzięki współpracy z innymi ekspertami. Zajmuję się start-upami od ponad 20 lat. Link4 też był na początku start-upem rewolucjonizującym polski rynek ubezpieczeń i mieliśmy bardzo interdyscyplinarny zespół, w dużej mierze składający się z osób spoza rynku ubezpieczeń. Dawało to niezwykły miks sprzyjający przełomowym innowacjom.

Czym jeszcze się pani kieruje, decydując się na inwestycję?

Analizą ekonomiczną. Najczęściej weryfikuję też informacje. To bardzo ważne, ponieważ mamy dziś dostęp do bardzo dużej ilości danych, ale trzeba umieć sprawdzić ich wiarygodność i je ze sobą porównać. Ważne jest dla mnie także, jaki zespół stoi za danym projektem – tak było m.in. w Ubraniach do Oddania. Jak pisał Jim Collins, „Gdy masz w autobusie właściwe osoby, każde przedsięwzięcie staje się łatwiejsze i możliwe”.

Wybierając spółki do portfela, warto zwracać uwagę na raportowanie ESG?

Jeżeli inwestujemy długoterminowo, to koniecznie. Cały rynek kapitałowy zmierza w kierunku odpowiedzialnego inwestowania, dlatego spółki mające trudności ze spełnieniem kryteriów ESG będą miały problem m.in. z wiarygodnością i ze zdobyciem kapitału, co odbije się na ich wartości. Trzeba jednak mieć na uwadze, że przedsiębiorcy wciąż uczą się niefinansowego raportowania, dlatego deklarowane wskaźniki mogą nie odpowiadać rzeczywistym. Jesteśmy na początku drogi. Duże firmy po raz pierwszy będą raportować według przepisów nowej dyrektywy (CSRD) za 2024 rok.

Na ile ryzyka warto sobie pozwolić?

Dobrze, gdy ryzyko jest odpowiednio skalkulowane. W przypadku start-upów ważne, by poza zapałem i energią założycieli mieć analizy finansowe, potwierdzające szansę realizacji założonych celów, oraz właściwy zespół. Energii zaś musi wystarczyć na maraton, nie sprint. Osoby działające długo na rynku start-upów wiedzą, że potrzeba wytrwałości, cierpliwości i elastyczności. Pierwsze prospekty i analizy są niejednokrotnie zbyt optymistyczne.

Widzi pani w obecnych warunkach gospodarczych jakiekolwiek bezpieczne przystanie?

Nie wiem, czy teraz takowe istnieją. Przez długi czas był za nią uważany w Polsce sektor nieruchomości. Gwarantował, że realna wartość zamrożonego kapitału nie spadała, a dzięki niskiemu oprocentowaniu kredytów był dość szeroko dostępny. W ostatnim czasie branża przechodzi kryzys i ceny nieruchomości są zamrożone lub nawet nieco spadają. Mogą jednak znów wzrosnąć, m.in. z powodu wstrzymania nowych inwestycji. Jeśli więc miałabym na bazie doświadczeń wskazać najmniej spekulacyjny i stosunkowo dostępny rodzaj aktywów, to wskazałabym pewnie nieruchomości. W obecnych warunkach na tego rodzaju inwestycje mogą pozwolić sobie jednak przede wszystkim ci, którzy nie muszą się wspierać kredytem.

Co radziłaby pani bliskim chcącym uniknąć utraty wartości majątku?

Nie chcę wchodzić w rolę doradcy inwestycyjnego. Sugeruję wzmożoną ostrożność, zwłaszcza gdy jakiś temat jest mocno podgrzewany przez media, a także weryfikowanie doniesień w kilku źródłach, zamiast opierana inwestycji na pierwszej lepszej zasłyszanej informacji. Zalecałabym też rozwagę i ostrożność, zwłaszcza gdy coś robi się szczególnie modne. Gdy już wszyscy mówią, że trzeba w coś inwestować, niejednokrotnie jest to sygnał zbliżającego się załamania tego rynku. Wzmożony hałas i podnoszenie temperatury wynika często właśnie z tego, że grupa inwestorów szykuje się już do realizacji zysku i chce go zmaksymalizować przed exitem. Długo czekałam na pęknięcie bańki kryptowalutowej i właśnie taki mechanizm „podgrzewania” mogliśmy obserwować w 2022 roku.

Menedżerka z duszą społecznika

Świat biznesu zna jak własną kieszeń. Zofia Dzik zaczęła karierę na przełomie wieków w firmie Arthur Andersen – gigancie audytowym i doradczym. W latach 2004-07 kierowała ubezpieczycielem Link4, tuż po jego powstaniu. W ciągu kilkunastu lat zasiadała w radach nadzorczych kilkunastu spółek (w tym wielu giełdowych) z różnych branż: mody (CCC), przemysłu (Arctic Paper), bankowości (PKO BP) i transportu (PKP Cargo). W 2010 r. założyła fundację Instytut Humanites – Człowiek i Technologia, poświęcając się w dużej mierze projektom społecznym. Od 2010 r. jest inwestorką. Koncentruje się na tzw. projektach impaktowych, czyli mających pozytywny wpływ na społeczeństwo lub środowisko.