Juroszek: Giełda to nie kasyno

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2021-12-16 18:30

Giełda ma sporo plusów i można na niej zarabiać, ale od czytania gazet i forów nikt nie zostanie dobrym inwestorem - mówi Mateusz Juroszek, przedsiębiorca i prezes STS

Przeczytaj wywiad i dowiedz się:

  • jakie korzyści Mateusz Juroszek widzi w obecności na GPW
  • skąd bierze się jego wiara w TFI
  • jak inwestuje na giełdach w Polsce i za granicą
  • co radzi indywidualnym inwestorom, którzy zaczynają przygodę z giełdą

PB”: W ostatnich latach najbogatsi Polacy raczej zdejmowali spółki z giełdy, niż je na nią wprowadzali. Dlaczego rodzina Juroszków robi inaczej?

Mateusz Juroszek: W przypadku Atalu to było naturalne - branża deweloperska była i jest mocno reprezentowana na GPW, mogliśmy wprowadzić spółkę, zdobyć kapitał, a jednocześnie utrzymać nad nią kontrolę. Status spółki publicznej pozwala pozyskiwać finansowanie na korzystnych warunkach, w tym w ramach obligacji – tak działa to w przypadku Atalu. Zawsze interesowaliśmy się giełdą - ojciec na niej aktywnie inwestował, a ja jeszcze na studiach założyłem koło naukowe Kapitalni, zajmujące się tą tematyką.

Na pytanie o debiut STS jeszcze rok temu odpowiadał pan jednak „pomidor”...

Mieliśmy oferty od inwestorów zagranicznych, w tym notowanych na giełdzie w Londynie. Były całkiem wysokie, bo STS ma silną pozycję w Polsce i nie ma żadnych znaczących zobowiązań z tytułu kredytów i pożyczek. Nie chcieliśmy jednak tracić kontroli. Giełda ma oczywiście wiele słabości, niektórzy przedsiębiorcy widzą w niej głównie koszty i uciążliwe obowiązki informacyjne. My jednak po debiucie Allegro, na fali hossy w gamingu i sektorze nowych technologii uznaliśmy, że to dobry moment - jako rodzina zdywersyfikujemy portfel, a spółka dzięki obecności na giełdzie zyska nowe możliwości w zakresie przejęć czy programów motywacyjnych dla kluczowych menedżerów. Patrzymy na giełdę optymistycznie.

W ciągu ostatniego roku zainwestowaliście też w TFI, m.in. w Skarbiec i Quercusa. Dlaczego?

Polacy dziś inwestycyjnie kupują mieszkania na wynajem lub trzymają pieniądze na kontach, ale tak nie będzie zawsze. Brakuje jeszcze edukacji i dobrego wizerunku rynku kapitałowego, ale na zachodzie Europy oszczędzanie poprzez inwestycje na giełdzie jest bardzo popularne i u nas też to będzie szło w tym kierunku, na czym skorzystają dobre TFI. Sam namawiam znajomych, by patrzyli na giełdę nie jako miejsce do spekulacji, tylko platformę do lokowania kapitału w perspektywie 5-10 lat. Liczę, że płynność na GPW się poprawi i pojawią się kolejne dobre firmy - wchodzi już Grupa Pracuj, przydałby się jeszcze np. X-Kom czy Maspex.

Polscy przedsiębiorcy często stronią od giełdy, bo nie chcą kwartalnie raportować wyników i ułatwiać życia konkurencji. Panu to nie przeszkadza?

Spółkom z branży bukmacherskiej, notowanym w Londynie czy Sztokholmie, giełdowe raportowanie nie szkodzi, więc nam też nie powinno. Konkurencja oczywiście nie śpi i podgląda, ale co im to da, że zajrzą w nasze księgi? Pozycji rynkowej nam nie zabiorą, technologii, w którą inwestujemy dziesiątki milionów złotych, nie skopiują. O pewnej uciążliwości można by jeszcze mówić w przypadku Atalu - to np. konieczność informowania o zakupie dużych działek - ale w przypadku STS samo ujawnianie wyników w niczym, moim zdaniem, nie przeszkadza.

Na GPW w trakcie pandemii przybyło inwestorów indywidualnych. Myśli pan, że to zjawisko trwałe?

Mam nadzieję, że w Polsce przybędzie inwestorów giełdowych, ale z drugiej strony nie ma się co łudzić - ludzie słyszą o giełdzie i myślą o aferach w stylu GetBacku. Zupełnie bez sensu, moim zdaniem, rezygnują z udziału w PPK i pewnie tylko czekają, aż banki zaczną na lokatach dawać 3 proc., by od razu przerzucić tam całe oszczędności. Nieważne, że inflacja wszystko zje. Dlatego polskiemu rynkowi kapitałowemu potrzebna jest kompleksowa strategia rozwoju i szeroka kampania edukacyjna, by ludzie traktowali giełdę jako miejsce do oszczędzania, a nie kasyno.

Poza STS, Atalem i polskimi TFI inwestuje pan aktywnie w inne spółki. W jakie?

W przypadku warszawskiej giełdy przede wszystkim w spółki deweloperskie, bo na tej branży się znam i potrafię policzyć, kto jest zbyt nisko wyceniany przez rynek i daje okazję do zysku. W ramach family office kupujemy też pakiety spółek dywidendowych, by zagospodarować nadpłynność generowaną przez nasze spółki.

Coraz więcej pieniędzy inwestuje pan poza Polską. Po co i w co?

Za granicą zacząłem inwestować jakieś trzy lata temu, gdy pojawiła się większa nadpłynność i uznałem, że trzeba się zdywersyfikować geograficznie. Na początek wszedłem w bezpieczne aktywa - przede wszystkim obligacje rządowe i bezpieczne obligacje korporacyjne, w drugiej kolejności w nieruchomości w różnych punktach Europy. Podczas pandemii dużą część portfela przesunąłem do akcji.

Pandemia okazała się dobrym czasem do inwestowania?

Na początku byłem skoncentrowany przede wszystkim na tym, jak przeprowadzić STS przez ten okres, ale doradcy szybko zwrócili mi uwagę, że zniżki na globalnych rynkach długo nie potrwają i jest świetna okazja do mocniejszego wejścia w akcje. Mam w portfelu sporo spółek amerykańskich, a także brytyjskich, w które wchodziłem, korzystając z korzystnego kursu funta.

Inwestuje pan spekulacyjnie czy długoterminowo?

Inwestuję m.in. w spółki technologicznie, w tym takie jak Facebook czy Apple. Na Teslę się jednak nie skusiłem, uważam, że wycena jest zbyt wysoka. Czasem realizuję zyski bardzo szybko - tak było np. w przypadku IPO Allegro, gdzie sprzedałem pakiet zaraz po debiucie. Ogółem jednak inwestuję bardziej długoterminowo - żeby spekulować na giełdzie, trzeba mieć dużo czasu i odpowiednie umiejętności, chyba że traktuje się ją jak kasyno. Dla mnie to jest miejsce do dywersyfikowania portfela i generowania długoterminowych zysków.

Poleca pan giełdę jako miejsce do inwestowania?

Lubię inwestować na giełdzie - to interesujące, podczas gdy zakup domu pod wynajem jest zwyczajnie nudny i wiąże się z mnóstwem papierkowej roboty. Nie zniechęcam oczywiście do inwestycyjnego kupowania mieszkań. Wszystkim polecam giełdę, ale niekoniecznie aktywne inwestowanie. Każdy niech się skupia na tym, w czym jest dobry. Jeśli nie ma się dużo czasu na analizowanie spółek, lepiej powierzyć pieniądze specjalistom z TFI, którzy mają więcej informacji i możliwości. Indywidualne inwestowanie na podstawie tego, co się przeczyta w gazetach i na forach, nie ma większego sensu, bo zawsze będzie się miało mniejsze możliwości niż inwestor profesjonalny.

Jeśli jednak chce się inwestować samemu?

To trzeba pamiętać o dywersyfikacji, a to jest chyba główny problem młodych inwestorów. Udaje im się świetnie inwestycja w jedną spółkę czy klasę aktywów, więc potem lokują w to wszystkie pieniądze w nadziei, że dalej będzie rosnąć. To bardzo złudne, bo nic nie trwa wiecznie. Mam anegdotkę na potwierdzenie tej tezy. Parę lat temu jeden z doradców polecił mi inwestycję w lotnisko w Zurychu - świetna spółka, co roku kilka procent dywidendy i monopol do końca świata, bo nikt inny tam lotniska nie wybuduje. A potem przyszedł COVID... Nauczka z tego jest taka, że zawsze może stać się coś nieprzewidywalnego, przed czym można się obronić tylko dywersyfikacją portfela.

Mateusz Juroszek (rocznik 1987) to menedżer i inwestor oraz syn Zbigniewa Juroszka, prezesa deweloperskiego Atalu. W rodzinnej grupie od 2012 r. zarządza bukmacherską spółką STS, która pod jego sterami wyrosła na zdecydowanie największego legalnego bukmachera w Polsce z blisko połową udziałów rynkowych. W latach 2011-19 r. był też wiceprezesem Atalu, a teraz przewodzi jego radzie nadzorczej. Jeszcze przed rozpoczętą w listopadzie ofertą publiczna STS „Forbes” szacował majątek rodziny Juroszków na 4,8 mld zł, co dawało jej ósme miejsce w zestawieniu najbogatszych Polaków.