Bieniaszewska: Fundusz awaryjny to podstawa inwestowania

Bartłomiej MayerBartłomiej Mayer
opublikowano: 2021-12-16 18:30

Inwestuję przede wszystkim w siebie, bo to jedyna bezpieczna inwestycja — mówi Małgorzata Bieniaszewska, właścicielka MB Pneumatyka.

Przeczytaj wywiad i dowiedz się:

  • kiedy i po co Małgorzata Bieniaszewska utworzyła fundusz awaryjny,
  • jakie aktywa ma w nim właścicielka MB Pneumatyka,
  • czy menedżerka lubi ryzykowne inwestycje
  • i na czym zamierza zarabiać za kilka lat.

„PB”: Od czego zaczęła pani inwestycje?

Małgorzata Bieniaszewska: Nie czuję się ekspertem w kwestii inwestowania, mogę natomiast podzielić się moim podejściem do niej czy — szerzej — zarządzania pieniędzmi i w firmie, i prywatnie. Amerykański multimiliarder Mark Cuban uważa, że jeśli ktoś ma w planach oszczędzanie, to powinien zacząć od tego, by się wyszkolić, a pierwszym krokiem musi być stworzenie funduszu awaryjnego. Ja też uważam, że trzeba mieć poduszkę finansową, co zresztą świetnie sprawdziło się w naszej firmie, gdy nadeszła pandemia.

Najbezpieczniejsza inwestycja:
Najbezpieczniejsza inwestycja:
Małgorzata Bieniaszewska, właścicielka MB Pneumatyka, uważa, że trzeba inwestować przede wszystkim w siebie.
Marek Wiśniewski

Ma pani jakieś autorytety w kwestiach finansowych?

Idę drogą wskazaną przez Warrena Buffetta czy Henry’ego Forda, którzy mówią wprost: inwestować w siebie. Uważam, że to jedyna bezpieczna inwestycja w życiu. Pozwala odnaleźć się w świecie, w którym potem będzie się chciało zajmować finansami — giełdą, walutami, raportami itd. Żeby się tego nauczyć, trzeba najpierw zainwestować w siebie. Dlatego ciągle wydaję masę pieniędzy, żeby się rozwijać, nie tylko zresztą zawodowo. Od jakiegoś czasu przekłada się to na moje dochody.

Od lat kupuję i czytam masę książek dotyczących finansów, zarządzania, przywództwa czy psychologii. Uczestniczę w bardzo specjalistycznych kursach. Mam mentora, a nawet dwóch, którzy są dla mnie ogromną wartością.

Jestem też wykładowcą na studiach Executive MBA na Politechnice Gdańskiej, co także jest bardzo ciekawym doświadczeniem. Chcę jednak pójść wyżej i dlatego na początku 2021 r. wyznaczyłam sobie nowy cel: za dwa lata chcę wykładać na prestiżowej, znanej w świecie uczelni zagranicznej. Kolejnym moim krokiem w tym kierunku — po Politechnice Gdańskiej — będą wykłady Executive MBA w Akademii Leona Koźmińskiego, jednaj z najlepszych uczelni w Polsce i na świecie. Jestem już na etapie podpisywania umowy o współpracy. Następnym etapem będzie prestiżowa zachodnia uczelnia.

Rodzajem inwestycji w siebie jest też współpraca i bezpośrednie kontakty z czołowymi polskimi menedżerami. Jestem członkinią Rady ds. Przedsiębiorczości przy Kancelarii Prezydenta RP. Podczas comiesięcznych spotkań wymieniamy się doświadczeniami, rozmawiamy o tym, co dzieje się na polskim i na zagranicznych rynkach. To dla mnie nieoceniona wartość.

Sporo tego...

To nie wszystko. Należę też do International Leaders Forum, gdzie spotykam się z kluczowymi przedstawicielami polskiego i nie tylko polskiego menedżmentu. Inspiracją dla mnie są też prywatne kontakty z przedstawicielami wielu rodzimych firm, liderów w swoich branżach.

Kolejna sfera, która też jest inwestycją w siebie, to zaangażowanie w rozwój zawodowy i osobisty kobiet i start-upów. Chodzi tu głównie o wspieranie mentalne, rozwijanie pomysłów, dawanie odwagi itp.

Czy myśli pani o takiej aktywności jako o źródle dochodu?

Owszem. W ciągu najbliższych dwóch, może trzech lat chcę stworzyć adresowany do kobiet biznesu kierunek studiów podyplomowych. Rozmawiam już na ten temat z dwoma wyższymi uczelniami. Uważam to za swoistą inwestycję, bo liczę na to, że docelowo będę na takiej aktywności także zarabiać.

Działam również za pośrednictwem mediów społecznościowych. Na mojej zamkniętej grupie na Facebooku „Biznes bez hamulców. Jak stać się skutecznym liderem” raz w tygodniu prowadzę wraz z Katarzyną Olszyńską, doświadczoną trenerką biznesu, live’y na temat przywództwa, rozwiązywania problemów, z jakimi mierzy się lider. Dzielę się, ale też wymieniam doświadczeniami. Robię to nieodpłatnie, bo uważam, że obowiązkiem przedsiębiorców, którzy mogą powiedzieć o sobie, że odnieśli sukces, jest wspieranie tych, którzy dopiero zaczynają. Tak kreujemy kolejne pokolenia biznesowe. To również jest inwestycja — choćby mojego czasu — która będzie procentować w przyszłości.

Wróćmy do finansów. Lubi pani ryzyko?

Jeśli chodzi o tradycyjnie rozumiane inwestycje, inwestycje finansowe, to muszę przyznać, że nie jestem inwestorem agresywnym. Pod tym względem bardzo różnię się od swojego taty. Już dość dawno uznałam, że powinnam mieć dochody pasywne. Moje osobiste finanse są w 80 proc. zależne od spółki, 20 proc. to dochody pasywne.

Pasywne, czyli takie, jakie dają choćby nieruchomości?

Właśnie. Kiedyś wymyśliłam sobie, że chciałabym mieć apartament nad morzem, że taka inwestycja w nieruchomość może latami funkcjonować i być zabezpieczeniem kapitału. Niedługo ją finalizuję, choć z różnych stron słyszę głosy zdziwienia, że w obecnych czasach, gdy drożeją wszystkie materiały budowlane, to nie jest dobry moment na takie przedsięwzięcie. Dla mnie jest to jednak inwestycja na wiele lat, a nie na tu i teraz.

Kolejną ma być posiadłość nad jeziorem. Rozglądam się za takim domem, najlepiej w województwie lubuskim, skąd pochodzę.

A poza nieruchomościami?

Kocham dobre samochody i ostatnio uznałam, że warto kupować takie, których wartość z czasem może rosnąć. Najlepiej takie, które mają szanse stać się zabytkiem. Pierwsze w ewentualnej przyszłej minikolekcji ma być klasyczne BMW serii M3, którym jeździ mój mąż. Mogę sobie pozwolić na takie inwestycje, bo wcześniej stworzyłam sobie fundusz awaryjny.

Zaczęła pani od funduszu awaryjnego. Kiedy go pani utworzyła?

To było w 2002 r., kiedy przejęłam firmę od ojca i zostałam jej jedynym udziałowcem. Jako bardzo młoda osoba uznałam, że właśnie takie zabezpieczenie finansowe powinnam budować. Byłam świadoma, że na skutek błędnych decyzji może mi się noga powinąć i muszę mieć zapewnione w miarę miękkie lądowania.

Mój fundusz awaryjny nadal istnieje i się powiększa. Być może nigdy z niego nie skorzystam, choć to oczywiście nie będzie znaczyć, że się zmarnuje, bo jedną z rzeczy, o jaką zadbałam, było zabezpieczenie przyszłości mojego dziecka. Właściwie to mam dwa takie fundusze — jeden jest funduszem osobistym, drugi firmowym. Oba są odłożone na czarną godzinę i w obu są różne aktywa.

Jakie?

Część zainwestowałam w złoto, oczywiście nie fizycznie, w sztabki, tylko w instrumenty pochodne. Część wpłacam na lokaty, zarówno złotowe, jak walutowe.

Nie jest teraz szczególnie intratna inwestycja.

Mam świadomość, że szczególnie w przypadku lokat złotowych, zwłaszcza wobec obecnego poziomu inflacji, ich wartość spada. Dają mi jednak gwarancję, że w razie potrzeby mam łatwy dostęp do pieniędzy. Dzięki temu mam psychiczny komfort, którego bardzo potrzebuję. Ostatnia część to inwestycje w fundusze, z przewagą bezpiecznych. Tego nauczył mnie kryzys 2009 r.

Menedżerka od wczesnej młodości

Małgorzata Bieniaszewska w 2002 r., będąc jeszcze na studiach, przejęła od ojca - Andrzeja Bieniaszewskiego - rodzinną firmę MB Pneumatyka. Stało się to praktycznie z dnia na dzień. Zarządzania przedsiębiorstwem uczyła się więc na własnych błędach. Założona w 1984 r. firma z siedzibą w Sulechowie w województwie lubuskim, kilkanaście kilometrów od Zielonej Góry produkuje złącza do układów hamulcowych. Dziś produkty firmy są stosowane w samochodach użytkowych i autobusach jeżdżących po drogach całego świata, a przychody MB Pneumatyka sięgają prawie 20 mln zł.