Krzysztof Pawłowski: Jestem przedsiębiorcą społecznym

Bartłomiej MayerBartłomiej Mayer
opublikowano: 2023-03-03 18:45

Nawet gdyby sukces odniósł tylko jeden absolwent naszej szkoły, to dla niego warto byłoby ją założyć — mówi Krzysztof Pawłowski, twórca i były rektor WSB-NLU w Nowym Sączu.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja
Krzysztof Pawłowski
Krzysztof Pawłowski
Dorota Czoch

PB: Z wykształcenia jest pan fizykiem, był pan politykiem, senatorem, założył pan i prowadził przez wiele lat Wyższą Szkołę Biznesu—National Louis University w Nowym Sączu, jest pan pierwszym laureatem polskiej edycji konkursu Przedsiębiorca Roku. To tylko niektóre pana dokonania i aktywności. Gdyby jednak miał pan określić się tylko jednym słowem, to co by pan powiedział?

Krzysztof Pawłowski, twórca i były rektor WSB-NLU w Nowym Sączu: To dobre pytanie, bo faktycznie głęboko zaangażowałem się w co najmniej trzy profesje. Chronologicznie pierwsza była fizyka i jako fizyk pracowałem w zakładzie badawczym, ale nietypowym, bo związanym z przedsiębiorstwem produkcyjnym — z Sądeckimi Zakładami Elektro-Węglowymi. Potem był Klub Inteligencji Katolickiej i jako konsekwencja cztery lata w polityce, w Senacie. I wreszcie trzecia domena, którą określiłbym jako bycie przedsiębiorcą społecznym. Bo to jednak coś innego niż klasyczny przedsiębiorca, którego głównym, a czasami jedynym celem jest sukces biznesowy, sukces finansowy.

Gdybym więc miał jednym słowem się określić, postawiłbym na tę ostatnią profesję. Innymi słowy — na pierwszym miejscu jest Wyższa Szkoła Biznesu—National Louis University.

Krzysztof Pawłowski jest jednym z 20 laureatów konkursu EY Przedsiębiorca Roku. Puls Biznesu jest partnerem medialnym konkursu, a z okazji jubileuszu przygotowaliśmy specjalny projekt - wywiady z laureatami 19. edycji, jeden z nich właśnie czytasz. Rozmawiamy o historii, filozofii biznesowej, ale także życiowej, źródłach motywacji i inspiracji oraz przedsiębiorczości. Historie zwycięzców to z jednej strony fascynujący opis różnych dróg do sukcesu, w których nie brak porażek, a z drugiej — pokazujący skalę transformacji polskiej gospodarki w ciągu 20 lat. Czytaj: https://360.pb.pl/ey

Ma pan wciąż kontakt ze swoimi byłymi studentami?

Naturalnie. Do dzisiaj utrzymuję przez swój profil na Facebooku kontakt z ponad 2 tys. absolwentów szkoły. Prawie z każdym z nich dwa, trzy razy w roku się komunikuję. Obserwuję przy okazji to, jak się rozwijają, jak rozwijają się ich kariery oraz jakie sukcesy osiągają. Moim największym sukcesem i ogromną radością są kariery zawodowe moich absolwentów w biznesie, a także absolwentów wydziałów politologii, informatyki i psychologii. Co sprawia mi wielką frajdę — sukcesy także w działalności artystycznej.

Co panu mówią absolwenci?

Zawsze słyszę, że gdyby nie nowosądecka szkoła i przygotowanie biznesowe, inspiracje, jakie tam otrzymali, nie byliby w tym miejscu, w którym są. Oczywiście wiem, że to miłe słowa, które wypada powiedzieć swojemu rektorowi. Mimo to bardzo mnie cieszą takie deklaracje.

Zdarza się, że bywam zupełnie zaskoczony. Kilka tygodni temu, w połowie stycznia, odwiedził mnie w domu jeden z absolwentów WSB-NLU. Choć jest w gronie tych ponad 2 tys. moich znajomych na Facebooku, to prawdę powiedziawszy,/[]{ tak się złożyło, że wcześniej niewiele wiedziałem o tym, co teraz robi i czym się zajmuje. Okazało się, że odniósł wielki sukces. Jest dziś właścicielem firmy, która — jak sam to określa — robi łódki. Są to jednak luksusowe, kilkunastometrowe jachty, z których niemal każdy trafia do zachodnich odbiorców. Oprócz tego prowadzi restaurację na południu Polski i właśnie założył kolejną firmę, która będzie organizować spotkania biznesowe.

Kilka lat temu przeżył bardzo ciężki wypadek samochodowy, po którym kilka miesięcy spędził w szpitalu. Nie zmarnował tego czasu, bo nauczył się trzech języków obcych, w tym hebrajskiego. Słuchając jego historii, pomyślałem sobie kolejny raz: gdyby to był jeden jedyny taki sukces absolwenta naszej szkoły, to warto byłoby ją założyć.

Tych sukcesów było jednak znacznie więcej. Absolwenci rozjechali się zresztą po całej Europie…

…nie tylko po Europie. Spotykałem ich na całym świecie. W USA jest ich ponad 100, spora grupka mieszka w Australii, także w Nowej Zelandii i Japonii, że wymienię tylko najodleglejsze zakątki.

Wiele razy zdarzyło mi się, że w pociągu czy samolocie, gdzieś daleko, daleko poza granicami naszego kraju jestem rozpoznawany i serdecznie witany przez młodych lub nieco starszych ludzi, których niestety czasami nie rozpoznaję. Od razu orientuję się jednak, że to „ktoś z moich”. Mam zresztą słabą pamięć do imion i nazwisk i naprawdę jest mi przykro, że do spotkanego w takich okolicznościach absolwenta nie mogę się zwrócić bardziej osobiście: Agnieszko, Marku, Michale... Z drugiej strony to dość naturalne, bo same tylko studia stacjonarne ukończyło ponad 6 tys. osób.

Przedsiębiorcy społeczni, do których pan siebie zalicza, to w Polsce dość wąska grupa. Tymczasem to właśnie pan został pierwszym w naszym kraju laureatem nagrody EY. Była to dla pana niespodzianka?

Absolutna! To był pierwszy polski konkurs Przedsiębiorca Roku. Różne osoby namawiały mnie, abym w nim wystartował, ale odnosiłem się do tego dość sceptycznie. Ostatecznie uległem jednak namowom i złożyłem wniosek, choć nie wierzyłem nie tylko w to, że mogę zwyciężyć, ale nawet że przejdę pierwszą selekcję. Ku mojemu zaskoczeniu znalazłem się najpierw w półfinale, a potem w finale. Pomyślałem jednak: cudów nie ma, to jest absolutny szczyt tego, co mogę osiągnąć w tym konkursie. Byłem tego pewien tak bardzo, że choć zazwyczaj przy takich okazjach towarzyszy mi żona, tym razem na galę przyjechałem sam i ostatecznie sam musiałem wyjść na scenę po nagrodę.

Na światowy etap konkursu Przedsiębiorca Roku EY, który odbywał się w Monte Carlo, pojechałem już z córką Kingą.

Powiedział pan kiedyś, że dzięki szkole zmienił pan świat. Po oddaniu jej sterów następcom uczelnia bardzo poważnie jednak podupadła. Czy nadal ma potencjał, by zmieniać świat, jak za pana czasów?

Oczywiście. Faktycznie przez kilka lat szorowała po dnie i miała bardzo poważne kłopoty finansowe. Przyczyniłem się zresztą walnie do tego, bo przesadziłem: chciałem bowiem stworzyć najlepszą biznesową uczelnię w Europie, tymczasem bez wsparcia w postaci pieniędzy publicznych czy gigantycznych dotacji od prywatnych darczyńców tego zrobić się nie da. Wtedy nie było ani jednego, ani drugiego.

Teraz sytuacja szkoły jest już znacznie lepsza. Uczelnia znowu jedzie do przodu, czego dowodem jest m.in. to, że od dwóch lat oferuje Cloud Academy, czyli szkołę w chmurze, i to w najlepszym z wypracowanych dotychczas systemów, jaki stosują topowe amerykańskie uniwersytety. Obecnie w tym systemie studiuje aż 8,5 tys. studentów i uczestników studiów podyplomowych. Stworzenie takiej szkoły w chmurze było moim marzeniem. Niedawno to marzenie się zrealizowało. Jestem dumny, że głównym twórcą tego systemu jest Artur Kornatka, mój ulubiony informatyk.

Czy ma pan jeszcze jakieś niezrealizowane marzenia?

Jestem człowiekiem spełnionym, więc trudno mi powiedzieć, czy jest jeszcze coś, o czym mógłbym marzyć lub coś planować… Chociaż jeśli się zastanowić…

Kilka rzeczy oczywiście mi się nie udało. W 2006 r. miałem marzenie, by stworzyć park technologiczny Miasteczko Multimedialne, które stałoby się akceleratorem rozwoju nie tylko uczelni, ale także całej Sądecczyzny. Wtedy okazało się to zbytnim wybieganiem w przyszłość, było zdecydowanie za wcześnie i dlatego udać się nie mogło. To zdecydowanie moje niespełnione marzenie, w dodatku takie, którego już nie uda mi się zrealizować.

Parę rzeczy jeszcze mógłbym zrobić. Chcę napisać jeszcze jedną książkę [w 2021 r. ukazała się wydana przez RTCK pozycja „Pawłowski. Biografia” — red.]. Oczywiście mam na nią pomysł, ale niech to pozostanie na razie tajemnicą.

Chciałbym też za dwa lata, gdy mój wnuk będzie już pełnoletni, usiąść z nim na tarasie, sączyć dobre wino i opowiadać, jak to z nowosądecką szkołą było.

Mam też jeszcze jedno marzenie związane właśnie ze szkołą. Marzy mi się dożyć w nie najgorszym zdrowiu roku 2026. Po pierwsze dlatego, że będę wtedy obchodził 80. urodziny, a po drugie dlatego, że szkoła będzie obchodzić jubileusz 35-lecia. Z pewnością odbędzie wtedy kolejny zjazd absolwentów, podobny do tego z 2021 r. To była niezwykle piękna i wzruszająca uroczystość i okazja do spotkania wielu wspaniałych ludzi, którzy przed laty opuścili mury szkoły, a teraz robią kariery. To było naprawdę coś cudownego. Bardzo chciałbym to jeszcze raz przeżyć.

Rozmawiał Bartłomiej Mayer

Krzysztof Pawłowski

W 1969 r. ukończył fizykę na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, a sześć lat później doktoryzował się na Akademii Górniczo-Hutniczej. W latach 1969-90 pracował w Sądeckich Zakładach Elektro-Węglowych, publikując w tym czasie ponad 40 prac naukowych. Był współzałożycielem i prezesem Klubu Inteligencji Katolickiej w Nowym Sączu, a w latach 1989-93 zasiadał w Senacie RP. Współtworzył Business Center Club, założył i do 2007 r. był rektorem Wyższej Szkoły Biznesu—National Louis University w Nowym Sączu oraz Wyższej Szkoły Biznesu w Tarnowie. Przez trzy lata przewodniczył Konferencji Rektorów Uczelni Niepaństwowych. Kawaler Krzyża Oficerskiego Orderu Odrodzenia Polski.