Jacek Kędzior: Pozycję Polski w świecie buduje przedsiębiorczość

Grzegorz NawackiGrzegorz Nawacki
opublikowano: 2023-03-03 18:30

O tym, po co organizowany jest konkurs i jak można go wygrać, a także co 20 lat jego historii mówi o polskiej gospodarce - opowiada Jacek Kędzior, partner zarządzający EY Polska.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

PB: Przedsiębiorca Roku to… Jaka jest pana definicja?

Jacek Kędzior, partner zarządzający regionem EY CESA (Central, Eastern and Southeastern Europe & Central Asia), partner zarządzający EY Polska: Osobowość — ktoś, kto ma pasję, stworzył firmę, która ma skalę, i cały czas jest zaangażowany w to, żeby ją rozwijać, myśli o tym, co dalej. Wyniki firmy są istotne, ale o tytule Przedsiębiorca Roku tak naprawdę decyduje osobowość.

Pierwszym laureatem był profesor Krzysztof Pawłowski, twórca uczelni ekonomicznej, a ostatnim Rafał Brzoska, twórca giganta logistyki e-commerce. To pokazuje skalę zmian w gospodarce?

Zdecydowanie tak. 20 lat konkursu to wielowymiarowa historia transformacji polskiej gospodarki i przedsiębiorczości. Prof. Pawłowski, pierwszy laureat, kształcił przedsiębiorców, po nim był Tadeusz Winkowski, legendarny drukarz podziemnej Solidarności, a w latach 90. twórca ultranowoczesnej firmy poligraficznej. W pierwszych edycjach wyraźnie widać dominację sektora produkcyjnego — wygrywali m.in. Zbigniew Sosnowski — założyciel Krossa, Ryszard Florek — twórca Fakro czy Piotr Mikrut — współwłaściciel Śnieżki. Z czasem w konkursie coraz częściej zaczęli pojawiać się przedsiębiorcy z sektorów usługowego, technologicznego, czego dobrym przykładem jest ubiegłoroczny zwycięzca — Rafał Brzoska. To pokazuje ewolucję, jaką przeszła polska gospodarka — od tradycyjnej produkcji po firmy technologiczne. W pierwszych latach konkursu mieliśmy kategorię eksport, bo tak ważne było dla nas podkreślenie, że nagradzamy firmy, które sprzedają poza Polską. Dziś to wspomnienie wywołuje uśmiech, ponieważ ekspansja zagraniczna polskich firm stała się codziennością

Po co robicie ten konkurs?

Przede wszystkim po to, by promować wartość, jaką jest przedsiębiorczość. Za mało mówimy dziś o przedsiębiorcach, o osobach, które podejmują działalność na własne ryzyko, kreują realną wartość i reprezentują własność prywatną, która stanowi o konkurencyjności polskiej gospodarki. Naszą pozycję w świecie budują dziś dwie rzeczy: kapitał ludzki i przedsiębiorczość.

Konkurs to realizacja naszej misji budowania lepiej funkcjonującego świata, a więc również wspierania przedsiębiorczości, a dzięki temu budowania pozycji kraju. Robimy to z pasji, ale mamy też wymierne korzyści — dla EY przygotowywanie i opracowywanie zgłoszeń to przede wszystkim bezcenna okazja do poznania z bliska wybitnych przedsiębiorców, ich sposobu myślenia, tego, jak widzą przyszłość, trendów, na które stawiają. W naszej pracy to niezwykle cenne, gdyż dzięki temu dużo lepiej rozumiemy to, co dzieje się w biznesie, i możemy lepiej doradzać. Pewnie dlatego z roku na rok widzę coraz większą liczbę chętnych do odwiedzania przedsiębiorców. W wywiadach uczestniczy wielu pracowników EY, od partnera do młodego menedżera, mimo że to przecież de facto robienie notatek i wypełnianie formularza. Spotykamy się z przedsiębiorcą, aby go słuchać, a nie mówić.

Konkurs to oczywiście świętowanie przedsiębiorczości, ale w ten sposób tworzymy też społeczność przedsiębiorców, a patrząc szerzej — zastanawiamy się, jak można w Polsce poprawić warunki do rozwijania przedsiębiorczości.

Jest co robić, bo w Polsce nie jest łatwo być przedsiębiorcą…

To niestety prawda, a przecież budżet oprócz strony wydatkowej ma przychodową, a tu kluczową rolę odgrywają przedsiębiorcy. Państwo będzie mogło więcej wydawać, gdy firmy będą rosły. Niezależny konkurs ma podkreślać ich znaczenie i przypominać, że własność prywatna jest ważna, konkurencyjność jest ważna, przedsiębiorczość jest ważna i trzeba dbać, by otoczenie dla prowadzenia działalności gospodarczej się poprawiało.

Co pozwala wygrać konkurs? Zwycięzcy mają jakąś cechę wspólną?

Punktem wyjścia jest dorobek, skala działania, decyduje osobowość i aspiracje przedsiębiorcy, to, jakie ma plany i pomysły, jak daleko chce sięgać. To, co jest doceniane, to myślenie szerzej niż tylko o firmie, ale też o wpływie społecznym. Wiem, że jury zwraca uwagę również na porażki oraz na to, jak przedsiębiorca przechodził przez trudny czas i wychodził na prostą. Dzielenie się błędami, porażkami nie jest powszechne w naszej kulturze, a przecież każdy z nas je ponosi, nawet najlepsi. Winston Churchill powiedział, że sukces to przechodzenie od porażki do porażki bez utraty entuzjazmu. Przedsiębiorcy, którzy osiągnęli sukces, mają świadomość błędów i porażek. To one stanowią fundament sukcesu.

Wiem od członków jury, że czasami o zwycięstwie, podobnie jak w sporcie, decyduje umiejętność finiszowania. Członkowie kapituły opowiadają o tym, że zdarzało się, iż po otrzymaniu zgłoszeń wyłaniał się faworyt, ale podczas prezentacji przed jury inny kandydat wypadł tak doskonale, że ostatecznie to on wygrywał, mimo że na papierze wydawał się słabszy.

Czyli umiejętność zaprezentowania się jest kluczowa?

Z pewnością ma duże znaczenie, ale zupełnie nie chodzi tu o opanowanie sztuki wystąpień publicznych, lecz o umiejętność pokazania wizji, otwartości i osobowości.

Złośliwi mówią, że aby wygrać, trzeba być znaczącym klientem EY...

To nieprawda. Nie mamy żadnego wpływu na to, kto wygra. Wykonujemy ogromną pracę zbierając materiały i organizując konkurs, ale jury jest całkowicie niezależne od nas, a w zdecydowanej większości zasiadają w nim przedsiębiorcy. Jury nie wie, czy dany przedsiębiorca jest klientem EY, czy też nie. Niezależność to fundament tego konkursu. W trakcie finałów niejednokrotnie słyszałem, że przedsiębiorcy doceniają to, że udział jest bezpłatny, a ja zawsze dodaję, że naszego tytułu nie można sobie kupić. Dlatego przedsiębiorcy tak cenią to wyróżnienie. To nagroda dla przedsiębiorcy przyznawana przez przedsiębiorców.

Skoro mówimy o porażkach. Żaden laureat nie został bohaterem skandalu, co na pewno świadczy o dobrej selekcji, nie wszyscy jednak kontynuowali passę sukcesów po otrzymaniu nagrody. Niektórym biznes siadł…

Jury ocenia przedsiębiorcę w danym momencie, co nie oznacza, że ktoś ma certyfikat nieomylności i gwarancję sukcesów. W naszym konkursie laureatami byli zarówno przedsiębiorcy, którzy dopiero później osiągnęli największe sukcesy, jak choćby twórcy CD Projektu czy Maspeksu, jak też tacy, którym potem wiodło się gorzej. Na pewno nie jest to Oscar za całokształt pracy, ukoronowanie przed przejściem na emeryturę. Nagradzamy przedsiębiorców, którzy mają wizję, plany, rywalizują z innymi. To zachęta, dodanie motywacji.

Rywalizacja jest dobra, szczególnie jeśli się wygrywa. Zdarza się, że przedsiębiorca, który nie wygrał, ma pretensje?

Emocje są bardzo duże, dlatego podkreślamy, że konkurs rozstrzyga całkowicie niezależne od nas jury. Choć prawdą jest, że z gali niektórzy wychodzą rozczarowani. Emocje są naprawdę duże. Dwa razy na finale światowym, słysząc opis zwycięzcy, byłem przekonany, że wygrał polski przedsiębiorca. Nie da się oddzielić emocji, udzielają się także nam.

Przedsiębiorcy, którzy nie wygrali, zgłaszają się ponownie czy się obrażają?

Nie mają powodu się obrażać. Byli tacy, którzy od razu na gali mówili mi: „wrócę tu i wygram”. Najlepszym przykładem jest Rafał Brzoska — raz nie zdobył głównego tytułu, ale po kilku latach zgłosił się ponownie i wygrał. To najlepiej oddaje podejście przedsiębiorców — łatwo się nie poddają.

Dlaczego Polak nie wygrał dotychczas światowego finału?

Rywalizację osób z całego świata wygrywa tylko jedna osoba. Polskim biznesom na początku brakowało skali, co wynikało z krótkiego czasu na jej zbudowanie, ale w szybkim tempie finaliści to nadrabiają — w dwóch edycjach nasi przedsiębiorcy byli blisko wygranej. O rosnącej pozycji Polski świadczy także to, że w przeszłości Ewald Raben, a teraz Rafał Brzoska dołączyli do światowego jury. Podkreślam, że brak wygranej nie świadczy o tym, że naszym przedsiębiorcom czegoś brakuje. Są fantastyczni. Jestem przekonany, że niedługo to się wydarzy.

Wewnątrz EY kraje rywalizują ze sobą? Lobbują za kandydatami ze swoich krajów?

Nie ma lobbingu, bo EY nie wpływa na niezależne jury, zarówno na poziomie krajowym, jak światowym. To naczelna zasada konkursu. Nie da się jednak nie rywalizować z kolegami z EY z innych krajów. Osobiście angażujemy się w wybór i przygotowanie prezentacji. Zwycięzca jest tylko jeden, ale sukcesem jest już dobre zaprezentowanie kandydata. Miło nam słyszeć, jak ciepło mówią o polskich przedsiębiorcach.

Konkursu nie wygrała dotychczas żadna kobieta...

Mocno nad tym pracujemy, zachęcamy kobiety do zgłaszania się, bo jesteśmy przekonani, że mają sukcesy predestynujące je do wygrania konkursu. Mamy kobiety w jury, wśród finalistek też już je mieliśmy. Mam nadzieję, że wkrótce w konkursie zwycięży kobieta.

Co daje przedsiębiorcy wygrana? Dlaczego zgłaszają się do konkursu?

Przedsiębiorcy mają w naturze rywalizację, cały czas z kimś konkurują, a przyciąga ich perspektywa zwycięstwa. Jeden otrzymuje tytuł, ale zwycięzcami są wszyscy, którzy wystartowali, postanawiając się zmierzyć. W konkursie nie ma nagród pieniężnych. Konkurs daje rozgłos i otwiera drogę do stania się częścią międzynarodowej społeczności przedsiębiorców. Ta wymiana doświadczeń i możliwość nawiązania kontaktów dobrze przekłada się potem na biznes.

Rzeczywiście podczas finału w Monte Carlo przedsiębiorcy nawiązują współpracę? To hasło czy są jakieś przykłady kontraktów tam zawartych?

Nie jestem uprawniony do ujawniania szczegółów, ale doszło do spotkań, które zaowocowały współpracą. Na początku uważałem, że finał będzie zwyczajnym świętowaniem sukcesu, a tymczasem wielu polskich przedsiębiorców zamienia to w jeden z najintensywniejszych dni pracy w roku. To ich cecha charakterystyczna — mają doskonałe rozeznanie, z kim i po co chcą się spotkać, i wykorzystują tę okazję do maksimum. Widziałem, jak po jednym ze spotkań polski kandydat był tak zadowolony, jakby wygrał konkurs.

To dowód, że w postpandemicznym zdalnym świecie wciąż spotkania twarzą w twarz mają znaczenie.

Zdecydowanie tak. Oczywiście wiele rzeczy można załatwić zdalnie, ale to na ogół kwestie tzw. transakcyjne, dogranie szczegółów. Bardzo trudna, jeśli nie niemożliwa jest budowa zaufania bez bezpośredniego kontaktu. Po pandemii Monte Carlo zaczęło cieszyć się jeszcze większym zainteresowaniem byłych uczestników. Obecnie dynamika zmiany jest tak duża, że możliwość bezpośredniego kontaktu, wymiany doświadczeń, zrozumienia, jak myślą inni daje potężną wartość.

Jest jeszcze jakaś cecha charakterystyczna polskich finalistów?

Wszyscy uczestnicy światowego finału mają cechy wspólne, co najlepiej widać po tym, jak dobrze odnajdują się w swoim towarzystwie, jak łatwo nawiązują kontakty. Polscy przedsiębiorcy wyróżniają się odwagą i determinacją w dążeniu do celu. Wielu boksuje się o coś więcej niż tylko biznes. Walczą chociażby o przewidywalność, stabilność i przejrzystość otoczenia regulacyjnego.

Słyszę u pana fascynację przedsiębiorczością i doskonale ją rozumiem. Jednak w Polsce wciąż postrzeganie przedsiębiorców nie jest pozytywne, pokutuje myślenie rodem z PRL: prywaciarz. Myśli pan, że kiedyś także u nas będzie jak w USA, gdzie przedsiębiorcy są podziwiani, stają się bohaterami, o których powstają książki czy filmy?

Każdy z nas ma tutaj zadanie do wykonania. Nie wiem, czy możemy ruszyć ziemię z posad, ale jestem pewien, że konkurs czy ten dodatek jest takim choćby małym krokiem. Przedsiębiorcy mają ogromnie dużo do zaoferowania: potrafią inspirować, zachęcać do działania, pokazywać, że da się realizować z pozoru niemożliwe rzeczy. Naszą rolą jest pokazywanie tego światu i w ten sposób kształtowanie wizerunku przedsiębiorców. Można dużo mówić o pozycji strategicznej naszego kraju, ale to, co mamy do zaoferowania jako Polska, to przede wszystkim przedsiębiorczość i kapitał ludzki. To musimy budować i rozwijać, bo to nasza pozycja konkurencyjna. Cieszę się, że mam zaszczyt w tym uczestniczyć.