Większość analityków i zarządzających funduszami, z którymi rozmawiał “Puls Biznesu”, dość sceptycznie odnosi się do perspektyw rynku akcji w 2022 r. Początek roku na GPW jest jednak udany: sześć z siedmiu sesji zakończyło się zwyżką WIG. Inaczej było za oceanem, gdzie S&P500 zaliczył spadki po ujawnieniu zapisków z ostatniego posiedzenia Fedu, sugerujących przyspieszenia zacieśnienia polityki pieniężnej za oceanem. Ulga przyszła po wystąpieniu szefa Fedu Jerome’a Powella przed Kongresem.
Obecnie polityka monetarna nawet bardziej niż dynamika pandemii decyduje o kierunku, w którym podążają rynki. Przez lata rynek kapitałowy żył w symbiozie z bankami centralnymi, gdyż pochłaniał dużą część dodruku pieniądza (określanego mianem luzowania ilościowego). Dlatego rosły ceny aktywów, a nie np. surowców - tłumaczy Piotr Zagała.
W Polsce było nieco inaczej, bo rynek kapitałowy nie stanowi istotnej części domowych oszczędności. Dlatego dodruk pieniądza po wybuchu pandemii błyskawicznie przełożył się na wzrost cen nieruchomości i usług (inflację).
– Nie ma darmowego lunchu. Inflacja wynikająca z druku powoli wypełza i wkracza do świadomości społeczeństwa. W Polsce już mamy efekt drugiej fali, tj. podnoszenie cen w wyniku wzrostu nie tylko kosztów, ale również rosnących oczekiwań inflacyjnych. Inflacja w Polsce i na świecie staje się uporczywa, dlatego tylko jastrzębia polityka monetarna może ją zdusić - uważa Piotr Zagała.
Jego zdaniem obecnie bankierzy mogą wciąż udawać, że nie ma problemu i drukować pieniądze, skupując obligacje, albo zaprzestać dodruku i pogodzić się ze stagflacją, czyli wysoką inflacją połączoną z niskim wzrostem gospodarczym.
– Wydaje się, że nikomu na razie nie zależy na drugim wariancie i dopiero jakiś czarny łabędź (jak przewroty polityczne w krajach biednych lub rozruchy w bogatszych) mogą zmienić dawno obrane tory polityki monetarnej. Dlatego na razie grajmy na kontynuację zwyżek - mówi dyrektor departamentu inwestycji w BNP Paribas TFI.
Polskie orzełki
Piotr Zagała nie ma wątpliwości, że głównym problemem naszego rynku jest brak świeżego kapitału.
– Wielu inwestorów, którzy pojawili się na rynku po wybuchu pandemii, straciło pieniądze na NewConnect, gdzie spółki-wydmuszki zebrały żniwo. Napływy do funduszy będą dotyczyć głównie PPK i ten strumień będzie płynąć do spółek z indeksów mWIG40 i WIG20 - uważa ekspert z BNP Paribas TFI.
Prawdziwych okazji zarządzający szuka jednak wśród mniejszych spółek, które dopiero za jakiś czas będą wchodzić do portfela mWIG40, a być może WIG20, jeśli będą rozwijać się tak dobrze, jak obecnie.
– Zanim to się stanie, zapewne niektóre z tych spółek zostanie zdjętych z giełdy przez insiderów, bo akcje są bardzo tanie, a inwestorzy wolą zamiast nich brać udział w pierwszych ofertach publicznych. Warto zwrócić uwagę, że akcjonariusze STS Holdingu za pieniądze z IPO dokupili akcji Instalu Kraków, wycenianego poniżej wartości księgowej. Mają też akcje Skarbca, siedzącego na gotówce. Oni wiedzą, co robią - uważa Piotr Zagała.
Zarządzający stawia na te spółki, które z powodzeniem rosną organicznie, jak np. Inter Cars, Auto Partner, MFO, IMS, Grodno, Tim, Wittchen i Wielton.
– To polskie “orzełki”. Kto wie, czy nie zaczną podbijać Europy - mówi Piotr Zagała.
Bezwartościowe waluty
Zdaniem eksperta, inflacja na dobre zadomowi się w światowej gospodarce, a średni jej poziom w najbliższych latach wynosić będzie 3-4 proc. To oznacza, że realnie obligacje skarbowe nadal nie będą przynosić zysków.
– Rynek na dziś wycenia stopy procentowe w Polsce na poziomie 4 proc. na koniec roku i ich spadek w kolejnych latach. O ile pod koniec roku mogą pojawić się oczekiwania przedwyborczych obniżek, o tyle krzywa zacznie się robić bardziej stroma. Dlatego oczekiwałbym rentowności z inwestycji na poziomie 3-4 proc. Spadające ceny obligacji kuszą, ale mimo to wciąż wolę obligacje przedsiębiorstw od obligacji skarbowych - mówi Piotr Zagała.
Napływów do funduszy obligacji skarbowych ekspert spodziewa się w połowie roku, kiedy zaczną one legitymować się dobrymi wynikami.
- Już teraz portfele pracują na 3-4 proc., ale wyniki zabija wzrost przyszłych stóp - dodaje Piotr Zagała.
W przypadku funduszy akcji napływy mogą jego zdaniem drgnąć gdy schłodzi się rynek nieruchomości, co w jego opinii jest nieuchronne przy rosnących stopach procentowych.
– Opłata za zarządzanie na poziomie maksymalnie 2 proc. oznacza, że fundusze krajowe stały się dobrym miejscem na inwestycję nie tylko w czasie hossy, ale także długoterminowo. Nie oczekuję jednak dużej fali kapitału - mówi ekspert z BNP Paribas TFI.
Inwestorom giełdowym radzi on w 2022 r. wykorzystywać chwile paniki na rynkach, dywersyfikować portfel i nie szukać zysków za wszelką cenę.
– Najlepszy wybór to obecnie szeroki portfel akcji oraz dobry zestaw obligacji przedsiębiorstw. Obecnie absurdalne są jedynie wyceny obligacji USA, Niemiec i innych dużych krajów. Dopóki jednak tam nie ma paniki, dopóty dotychczasowe trendy będą kontynuowane - uważa Piotr Zagała.
Za niedocenione uważa metale szlachetne, które nie były w 2021 r. dobrą inwestycją (złoto i srebro potaniały), a na które warto mieć ekspozycję. Specjalista wartości nie dostrzega natomiast w kryptowalutach czy NFT (wirtualnych tokenach).
– Podobnie jak waluty nie mają one wartości użytkowej poza pośredniczeniem w wymianie dobra na dobro i wspomożeniem prania brudnych pieniędzy. Jedyny nowy trend wart zainteresowania to świat wirtualny, które nie tylko jest przydatne w rozrywce, ale może być też narzędziem pracy i komunikacji. Metawersum może mi się nie podobać, ale za kilka lat lodowce czy rafy koralowe będziemy mogli zobaczyć tylko w VR - mówi Piotr Zagała.